Wizyta w Zamościu była jedną z
ciekawszych. Oczywiście głównym punktem podlegającym ocenie była motylarnia umiejscowiona
z ogrodzie zoologicznym. Nie znając historii zamojskiego nie trudno stwierdzić,
że zostało kompletnie odnowione. Na uwagę zasługuje wystrój zarówno terrariów jak
i ścian korytarzy w budynkach, które współgrając ze sobą tworzą całość. Widać, że
ktoś się postarał, a w zamiarze było uzyskanie niewidocznej granicy między odwiedzającymi
a zwierzętami.
No i o samej motylarni. Wielki
plus za lokalizację wewnątrz budynku, bez dostępu światła z zewnątrz. Zbudowana
w formie korytarza bogato zdobionego tropikalną roślinnością. Kolejny plus to poszerzenia
w kolejnych fragmentach ścieżki, dzięki którym odwiedzający mogą się wymijać. Ilość
motyli jakie udało się zaobserwować to dosłownie parę sztuk. Trzeba jednak powiedzieć,
że utrzymanie codziennie kilkunastu imago dających się zauważyć nie jest łatwym
zadaniem i wymaga stałego nadzoru.
W samej motylarni znajduje się
inkubator, za pomocą którego przyspiesza się wylęg motyli. Nie jest to jedyny cel,
a szczerze mówiąc ma on tu mniejsze znaczenie. Jednym z powodów umieszczania poczwarek
w zamkniętym pomieszczeniu jest konieczność uzyskania największej skuteczności wylęgu.
Ciekawym rozwiązaniem w budowie inkubatora było pochylenie pionowej płyty, do której
przytwierdzono poczwarki. Taki zabieg zawsze zwiększa szanse każdego motyla na poprawne
rozprostowanie skrzydeł. O ile motyli latało niewiele, to inkubator był pełen poczwarek.
Oznacza to, że przez najbliższe kilka tygodni motyle będą się pojawiać.
Jak zwykle nigdy nie jest idealnie.
Warunki hydrotermiczne w motylarni wydawały się mało wyśrubowane. Tropikalne powietrze
jest dużo cięższe i trudniej się w nim oddycha, dlatego też dla mieszkańców naszych
szerokości geograficznych jest to bardziej odczuwalne. W motylarni panują raczej
przyjazne warunki dla odwiedzających.